czwartek, 24 marca 2016

engagement

16 lat wcześniej

Stali pod kioskiem na ich wspólnej dzielnicy, licząc pieniądze.

-Jeden, dfa, tszy... -wyliczał Derek.

-I co? Jest dfanaście? Delek! No powiedz! -niecierpliwił się Stiles. Chciał już wiedzieć, chciał jak najszybciej ożenić się z Derekiem. Tak, chciał się z Nim ożenić.

-Stiles, skarbeczku... -Derek zawsze zwracał się tak do młodszego. -Pomyliłem się pszez Ciebie!

-Pszepraszam... Po prostu, to będzie "najścięśliwszy dzień w naszym życiu".

-Skąd Ty to wziąłeś? -mruknął zdziwiony spoglądając dziwnie na Stiles'a.

-Tak mówiła moja mama... Że jak kiedyś wezmę ślub, to będzie najścięśliwszy dzień w moim życiu.

-Masz mądrą mamę, skarbeczku. -uśmiechnął się tylko i wrócił do liczenia.

Po chwili wykrzyknął radośnie do zniecierpliwionego do bólu już Stiles'a:

-Mamy dfanaście! Mamy!

Złapali się za chuderlawe rączki i skakali ze szczęścia.

-Chodź, Delek. Kupmy już te pierścionki, bo chcę, żebyś był moim męszem.

-Dzień dobly, czy mogę prosić te dwa niebieskie pielścionki z wystawy? -stanął na paluszkach i powiedział, może zbyt głośno, Derek do starszawej kobiety w okienku.

-Jasne, śliczne oczka. -uśmiechnęła się spod okularów kobieta, spoglądając w, rzeczywiście piękne, zielono-szare oczy małego Hale'a.

Hale, bo takie właśnie było nazwisko wcześniej wspomnianego sześciolatka, oznacza "krzepki" i "zdrowy". I tak rzeczywiście było. Mimo tego, że był na prawdę żywym dzieckiem i zawsze, wraz ze swoim przyjacielem od maluszka (co, swoją drogą, również jest ciekawe), Stiles'em, wpadał w przeróżne tarapaty, nigdy nie skończyło się na niczym poważniejszym niż zdarte kolano.

Wracając do Stiles'a.



To on zawsze był tym grzecznym, spokojnym i ułożonym. Zawsze sprowadzał starszego na ziemię. Mimo młodego wieku, wiedział, że chce spędzić z Derek'iem całe życie. I początkowo wcale nie chodziło mu o małżeństwo. Wydawało mu się, że on chłopca kochać nie może. Zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi, a gdy dowiedział się z telewizji, że małżeństwo łączy na całe życie, przekonał do tego Derek'a. Oboje uważali, że to wspaniały pomysł, bo nie będą mogli już siebie opuścić. Nigdy. 

Dziesięć minut później byli już na placu zabaw obok swoich domów. 

Stiles, który przechowywał ich "obrączki", wyjął je z kieszeni, po czym jedną oddał Derek'owi. 

-Słuchaj... -zaczął starszy. -Oglądałem taki film, i tam był właśnie ślub, wiesz? 

-Czyli wiesz jak to zrobić?

-Tak - skinął z uśmiechem, po czym założył Stiles'owi niebieski, plastikowy pierścionek na paluszek. -Ja, Delek Hale, ślubuję Tobie, Stiles'owi Stilińskiemu, że nie opusce Cię aż do śmierci, i obiecuję Ci wielność, miłość i uczciwość małżeńską - wyliczał z uśmiechem. -No, może psyjacielską - zachichotali. -Teraz ty. 

-Ja, Stiles Stiliński, ślubuję Tobie, Delek'owi Hale'owi, że nie opusce Cię aż do śmierci, i obiecuję Ci wielność, miłość i uczciwość psyjacielską. 

Potem bawili się w męża i żonę. Zabawne, prawda? Ale oni tak nie uważali. Byli pewni, że złączy ich to w wiecznej przyjaźni. Ale czy na pewno? Minęło 16 lat...

***

16 lat pózniej 

Derek i Stiles są ze sobą już 3 lata. Odkryli swoją orientację, i dobrze wiedzieli już dlaczego w dzieciństwie "pobrali się". 

-Skarbeczku? -tak, Derek dalej go tak nazywał. -Wiesz co dzisiaj jest? -szeptał do ucha młodszego, tym samym budząc go z jego mocnego snu. 

-Piątek? -otworzył lekko prawe oko spoglądając na twarz Derek'a oświetloną lekkimi, porannymi promieniami słońca. 

-Tak, też. -zachichotał. -Ale to również wigilia czwartej rocznicy naszego związku. -cmoknął go lekko w usta. 

-To już...? Mój Boże. -Stiles zawsze był zakręcony i o wszystkim zapominał. Czasami zastanawiał się, co on by bez Derek'a zrobił... -Ale... Ja nie mam nic dla Ciebie! Musze wstawać! Derek, puść mnie! Puść! Muszę Ci coś kupić na jutro! -darł się niemiłosiernie na dalej kurczowo trzymającego go chłopaka. 

-Stiles, skarbie. Na prawdę nie musisz. -uspokajał go. -Chcę, żeby to był twój dzień. -uśmiechnął się znów i pocałował go, tym razem bardziej namiętnie. Przyciągnął go bliżej i masował po brzuszku. -Kocham Cię. -wyszeptał mu w usta. 

-Ja Ciebie też. -oderwał się od bruneta. -I dziękuje. Doceniam to, że potrafisz cokolwiek ogarnąć, kiedy ja nie pamiętam o tak cholernie ważnym dniu. 

-Znam Cię zbyt długo, żeby się chociażby tego spodziewać. Na prawdę. -mruknął, za co dostał kuksańca w ramię. 


***

18:24

Derek kazał Stiles'owi iść na zakupy. 

"Kup sobie coś ładnego na dziś wieczór." mówił, dając chłopakowi pieniądze i wyganiając go z domu. 

"Mówisz do mnie jak do kobiety, Derek" westchnął, ubierając buty. 

Zachichotał tylko, cmoknął go w usta i pożegnał. 

Sam zaczął przygotowywać wszystko na kolację. Kolację, która miała zmienić wszystko.

Derek miał zamiar dzisiaj oświadczyć się Stiles'owi.

Zaraz po wyjściu bruneta z domu, Derek zaczął się denerwować.

To prawda, miał wszystko zaplanowane od bardzo dawna. Ale co, jeśli odmówi? Jeśli się nie zgodzi? Przecież Derek by się załamał. Co najgorsze, to było możliwe. Wiele razy o tym rozmawiali, ale Stiles nie mówił za dużo. Na samą myśl Derek załamywał rece.

"Trzeba ruszyć dupę..." mruknął do siebie. "Stiles przyjdzie, a ja nie będę gotowy..."

Wstał ociężale i skierował się do kuchni. Otworzył lodówkę, z której wyjął królika, warzywa i inne potrzebne produkty, odtwarzając w głowie przepis, którego uczył się tygodniami.

"Pomidory, cukinia, papryka, pory, majonez..." mówił do siebie, kładąc poszczególne produkty na blat kuchenny. "Kolendra, majeranek, koperek..." wyliczał dalej otwierając szafkę, w której trzymali przyprawy i zioła, które Stiles tak bardzo lubił.

"Więc tak... Najpierw natrzeć królika majonezem i ziołami" mówił na głos, po czym wykonywał zapamiętywane czynności dokładnie tak, jak w przepisie. "Ugotować warzywa, dwadzieścia pięć minut." pokroił starannie i wrzucił do wrzącej już wody jarzyny. "W tym czasie podpiec królika. Dziesięć minut w stu osiemdziesięciu stopniach" recytował dalej, zdziwiony tak dobrym zapamiętaniem przez niego całej receptury. Mimo tego cały czas miał na myśli jedno: "Zaraz coś spieprzę...", ale bez względu na to bez przerwy wykonywał po kolei zapamiętane czynności. 

To nie pierwszy posiłek, robiony przez Derek'a dla Stiles'a. 

Dokładnie cztery lata temu, dwudziestego ósmego września dwa tysiące dwunastego roku. Ich pierwsza randka. Dzień, w którym po trzynastu latach przyjaźni wyznali sobie miłość. 

Derek przygotował wtedy swoje pierwsze samodzielne danie, spaghetti. Które, swoją drogą najlepsze nie było. 


Potem, dwudzieste urodziny Stiles'a. Rok temu. Derek zaprosił wtedy ich znajomych. Wszystkim przygotował risotto z kurczakiem curry. Ulubione danie Stiles'a. 

Można by było tak wymieniać. Ale ten wieczór był wyjątkowy. Ten wieczór miał zmienić wszystko. 


Derek wyjął z piekarnika królika, a z garnka warzywa. 

"Teraz wszystko razem owinąć w folię aluminiową i piec w dwustu pięćdziesięciu stopniach przez pół godziny." rzekł zadowolony ze swojej pracy. 

Kiedy danie było już w piekarniku, Derek zaczął nakrywać do stołu. Specjalnie na tę okazję kuoił elegancką, porcelanową zastawę rodem z prestiżowej restauracji. Kieliszki do wina, natomiast, pożyczył od rodziców. 

Dzwonek do drzwi.

"Co do cholery?!" wykrzyknął. "Chwila, nie, to tylko kwiaty"


Po chwili stół był gotowy. Płatki róż pięknie dopełniały całość. Sztućce błyszczały, talerze, na których były już dania, odbijały światło białych żarówek na sufici, a na środku stołu stały dwie waniliowe świeczki, których zapach oboje uwielbiali. 

Nalewał ich ulubionego wina, które pili na pierwszej randce, gdy drzwi otworzyły się drzwi. Derek zrzucił z siebie fartuch, który po chwili był zawiązany na oczach Stiles'a, by nic nie widział. 

-Derek? Co ty wyprawiasz?!-zaczął wyrywać się z jego mocnych objęć. 

-Hej, csi... Spokojnie. -cmoknął go w usta delikatnie. -Idź się przebierz. Czekam przy stole. -szepnął w jego usta, po czym znów wbił się w jego usta, tym razem mocniej. 

Zaprowadził go do sypialni, po czym poprawił koszulę, sprawdził, czy w jego tylnej kieszeni znajduje się pierścionek, po czym usiadł przy stole. 

Po chwili Stiles był już gotowy. Wyszedł z sypialni, a Derek aż zaniemówił. Ubrany był w czarną, opinającą jego niewielkie mięśnie, wyjętą z czarnych, wąskich jeansów oraz eleganckie buty. Jego włosy były niezdarnie postawione na żel, ale mimo to pojedyńcze kosmyki opadały na jego czoło. 

-Woah... -tylko to Derek umiał z siebie wydusić. Stiles zachichotał tylko i podszedł bliżej do stołu. Starszy wstał pospiesznie i pocałował go w rękę, po czym odsunął mu krzesło. 

-Pachnie wspaniale. -rzekł z uśmiechem młodszy. -Nie wierzę, że sam to przygotowałeś. 

-A jednak. -zachichotał nerwowo. 

-Wszystko w pożądku? -zaniepokoił się zdenerwowaniem chłopaka. 

-Tak... Nie mogę po prostu uwieżyć, że to już cztery lata. Jak to możliwe?! -złapali się za ręce. 

-Szybko minęło. -rzekł, przygryzając wargę. -Jedzmy już, bo zaraz pożrę to wzrokiem! 

Derek w odpowiedzi uśmiechnął się tylko, puścił jego dłoń i złapał za sztućce. 

Z każdą minutą, w której Stiles połykał jeden kąsek, Derek bardziej się spinał. Myślał, że zaraz zwymiotuje. 

W końcu skończyli jeść. 

"Teraz, albo nigdy." powiedział sobie z zrezygnowaniem w myślach. 

-Stiles. -wstał z krzesła. Uklęknął przed siedzącym dalej chłopakiem i mówił dalej. -Czy zaszczycisz mnie, i zostaniesz moim mężem? -na te słowa wyciągnął przed siebie pierścionek, czekając na odpowiedź. 

Stiles przez chwile siedział tylko ze zdziwioną miną, zakrywając twarz dłonią. 

-Boże, Derek. Oczywiście, że tak! -rzucił się w ramiona chłopaka, nie czekając nawet, aż ten założy mu pierścionek. Całowali się namiętnie i długo, co jakiś czas szepcąc wyznania miłości. 

***

3 miesiące później

-Ja, Stiles Stiliński, ślubuję Tobie, Derek'owi Hale'owi, że nie opuszczę Cię aż do śmierci, i obiecuję Ci wierność, miłość i uczciwość małżeńską. 

 -Ja, Derek Hale, ślubuję Tobie, Stiles'owi Stilińskiemu, że nie opuszczę Cię aż do śmierci, i obiecuję Ci wierność, miłość i uczciwość małżeńską. 

I, jak na taką opowieść przystało, zakończmy to słowami 'żyli długo i szczęśliwie'.